Stanisław Buzon

(1912-1974)

kinooperator w grajewskim kinie

Pamięci naszego Taty - wspomnienie nie tylko w związku z Dniem Ojca

„Pamięć jest echem, trzeba tylko,
aby je jakiś głos rozbudził,
a wówczas człowiek na nowo słyszy,
widzi i pamięta”.
(Henryk Sienkiewicz)

Trzydzieści pięć lat temu, dokładnie 7 maja 1974 roku zakończył swoje doczesne życie Nasz Ojciec – Stanisław Buzon, pasjonat kinematografii. Śmierć Kogoś Bliskiego przekreśla porządek życia, sprawia i powoduje, że pogrąża się ono w nieładzie, chaosie. Trzeba próbować go odbudować, radzić sobie z lękiem przed śmiercią, na którą nikt nigdy nie jest dostatecznie przygotowany.

Urodził się 10 grudnia 1912 roku w Knyszynie, a o swoim dzieciństwie i młodości dużo nie wspominał… nie był zresztą o to przez nas pytany, bowiem zadawanie pytań przychodzi z wiekiem. Czy to jest tak najzupełniej w porządku, by będąc młodymi chłopcami rozstać się ze swoim TATĄ już na zawsze? Przygodę z filmem w Grajewie zaczął od spełniania „z dobrej woli” drobnych posług kinooperatorowi w kinie o nazwie „Apollo”. Do kabiny zaglądał często, nie wystarczało samo oglądanie filmów „na gapę”, zainteresował się projekcją. Kino przedwojenne uruchomiła spółka, którą stanowili: żydowski sklepikarz, ksiądz i pewien przedsiębiorczy, małomiasteczkowy kapitalista. Z biegiem czasu kinooperator, który przyzwyczaił się do Jego obecności, osoby i któremu stał się potrzebny i pomocny, wymusił zgodę, na dość skąpych właścicielach i uczynił młodego Stanisława swoim uczniem. Była to oczywiście epoka niemego kina, nie było silników napędzających projektor. Korbą trzeba było kręcić ręcznie, a kopie filmowe był zdarte do granic niemożliwości i taśma zrywała się podczas seansu wielokrotnie. Trzeba ją było nieustannie kleić, warunki pracy były dość ciężkie… wytrwał i został później kinooperatorem, pracował w kinie do wybuchu wojny, później pracował w elektrowni… Po wojnie kina w miasteczku nie było, od czasu do czasu przyjeżdżało „kino ruchome”. Od 6 lipca 1950 roku znów pracował jako pierwszy kinooperator – w kinie o jedynie wówczas słusznej nazwie „Przyjaźń”. Nie strzegł zazdrośnie swojej wiedzy, uczył. Objaśniał zasady i przyczyny obserwowanych w kabinie kinowej zjawisk i faktów, ułatwiał młodym ludziom, rozmiłowanym w wyświetlaniu filmów, poznawanie tajników techniki filmowej. Pełen inicjatyw, wykorzystywał wszelkie możliwe środki i sposoby, aby w trosce o widza ukazać rozwój kinematografii i jej postęp (reklama, wystawy plakatu filmowego, który wykonywał własnoręcznie, miał talent „do artystycznego wykonywania liter i napisów” - fotosów, kontakty z zakładami pracy i szkołami). Mieszkańcy Grajewa zawsze byli poinformowani, dzięki „jego plakatom i afiszom” o tym, co dziać się miało… Nie był wykształcony, ale był inteligentny. Uważamy, że miał w sobie zdolności różne, nie było jednak w owym czasie klimatu, by mógł je rozwijać. Uwielbiał grzybobranie – miał do tego smykałkę i znał las. Nieobce było Mu też wędkowanie… interesował się sportem jako kibic. Oczytany, w chwilach wolnych, często po powrocie do domu wieczorem, dla odreagowania oddawał się lekturze książek historycznych i wspomnieniowych, m.in. o II wojnie światowej, znał dość dobrze niemiecki i rosyjski. Cechy najbardziej wyróżniające Stanisława: jego skromność (czasami aż do przesady), życzliwość, serdeczność oraz rzecz może najważniejsza – szacunek dla drugiego człowieka. Zjednywał sobie zaufanie, sympatię współpracowników i kinomanów. Dla kilku z nich był jak przewodnik – nauczyciel w zdobywaniu fachowej wiedzy, z racji wykonywanego zawodu i wartości które cenił i reprezentował. Sumienny, uczciwy i obowiązkowy, zawsze odznaczał się kulturą osobistą. Człowiek żyje tak długo, jak długo żyje pamięć o Nim. I choć nie każdy tworzy wielkie dzieła, to każdy tworzy historię… By pamięć o naszych bliskich ocalić od zapomnienia, trzeba wspomnieniami o Tych, którzy odeszli dzielić się z innymi. Nieważne kiedy – niedawno, czy przed wielu laty. Jeśli My będziemy pamiętać, Ci, co przyjdą po nas, także nie zapomną. Tata zmarł w czasie trwania seansu, na rękach Wieśka – najmłodszego syna, który w tym czasie był w kinie. Odszedł najpiękniej jak mógł, najbliżej świata, który kochał. Podobno człowiek staje się dorosłym, wtedy kiedy umiera mu Ojciec. Słowa są zbyt małe, by opisać Człowieka, którego od tak dawna nie ma wśród nas. Nie gonił za sławą i wyróżnieniami, a zawód kinooperatora realizował z powołaniem. Zresztą cóż znaczyłyby dziś zaszczyty zdobyte w „odmiennych czasach”? Znali się dość dobrze z księdzem Kazimierzem Hamerszmitem… Ojciec był wspaniałym człowiekiem, choć nie idealnym (zresztą idealnych niespecjalnie lubimy). To był Gość wielkiego serca, niezłomnych zasad, ogromnego zaangażowania zawodowego i społecznego, pełen życiowych pasji. Aleksander Jurewicz w powieści „Dzień przed końcem świata” tak przypomina sobie, kim był dla niego Ojciec – „Ojciec to jest ojciec, to jest wysokopienny jesion z niebotyczną koroną, którego nawet lęka się wiatr. Jest ojcem nawet wtedy, gdy już Go nie ma, może jest nim przede wszystkim, gdy Go zabraknie”.

Synowie: Zenon, Jerzy i Wiesław
15 maja 2009

Poniższe zdjęcia związane z osobą Stanisława Buzona otrzymaliśmy od Pana Zenona Buzona, za co serdecznie dziękujemy.