Stanisław Staniszewski

(1896-1986)


Swojego dziadka wspomina Apoloniusz Ciołkiewicz

   Kim jest ten młody, muskularny mężczyzna na wyszczerbionej zębem czasu fotografii? To mój dziadek Stanisław – ojciec mojej Mamy. Dla mnie po prostu – Dziadek Staś.
   – Weź szczotkę i podrap mnie po plecach – prosił Dziadek mnie albo mojego młodszego o dwa lata braciszka. Jak można odmówić tej drobnej przyjemności człowiekowi, który potrafił odwdzięczyć się cukierkiem albo oranżadą, którą zawsze nazywał „sinalko”?
   Na fotografii dziadek ma 21 lat i mija rok 1916... Ojciec mojej mamy jest jeszcze kawalerem i występuje jako siłacz w cyrku w dalekiej, rosyjskiej Tule. Tam urodziła się moja mama, stamtąd przywieziono też samowar, który był przez lata otoczony moją bezbrzeżną czcią jako przedmiot tyleż tajemniczy, co i nieużyteczny, bo nigdy go nie widziałem w herbacianej akcji...

   Dziadek Staś urodził się w Orzechówce, niedaleko Rajgrodu. O jego rodzicach, a moich pradziadkach wiem zdecydowanie malutko: prababka miała na imię Anna i była niepiśmienna, pradziadek nazywał się też Stanisław. Słyszałem jeszcze o siostrze dziadka, również Annie. Wszystko.
   Trudno było od Dziadka wyszarpnąć jakieś zwierzenia.
– Dziadku, a co Ty robiłeś w Rosji?
– Mieszkałem...
   Bardziej rozmowna była Babcia, urodzona w miasteczku Wysoki Dwór (obecnie Aukštadvaris) na Wileńszczyźnie. Wysoki Dwór należał kiedyś do Franciszka Malewskiego, przyjaciela Adama Mickiewicza. Mickiewicz często spędzał tam wakacje i kto wie, czy nie widział gdzieś w opłotkach małej litewskiej dziewczynki Aniuty Żylonis. Bo Mama mojej Babci, a Babcia mojej Mamy była Litwinką... Wyszła za mąż za Polaka.
   Dziadkowie poznali się w rosyjskiej Tule, albowiem zostali wywiezieni przez Rosjan podczas pierwszej wojny. Babcia, siedemnastoletnia dziewczyna, wybrała się pewnego razu do cyrku. I wpadł jej w oko młody atleta, podnoszący kolejową drezynę! Nie bez znaczenia był oczywiście fakt, że ów siłacz mówił po polsku...
   Pobrali się po rewolucji bolszewickiej, ale jeszcze przed końcem wojny. Moja Mama urodziła się z tego związku na przełomie lat. Jak można się urodzić na przełomie lat? W rosyjskiej metryce urodzenia figurowała data 24 grudnia 1919 roku. To według kalendarza juliańskiego, który jeszcze wtedy w Tule najwidoczniej nie chciał skapitulować. Wedle kalendarza gregoriańskiego Mama urodziła się 6 stycznia 1920 r. I mimo tłumaczeń Dziadków jakiś tępy urzędnik w Grajewie wpisał jako datę urodzenia tę grudniową. Bo tak „stało” w dokumencie rosyjskim!
   Z Rosji Dziadek wraz z Babcią i maleńką Marysią (moja Mama) przyjechali do Grajewa w Białostockiem. Tu urodził się im syn Aleksander, którego podczas drugiej wojny sowieci wywieźli i zamordowali w Azerbejdżanie.
   Do wybuchu wojny Dziadek Stanisław pracował „przy koniach” 9. Pułku Strzelców Konnych. Jego bezpośrednim przełożonym był Żyd Lipszyc. Podczas okupacji hitlerowskiej próbował uratować synów Lipszyca, ale sąsiad – folksdojcz udaremnił ten zamiar.
   Potem w PRL-u pracował jako stróż nocny i dorobił się emerytury.
   Jak daleko sięgam pamięcią, zawsze musiał coś robić. Taka, uwarunkowana chyba genetycznie, chłopska pracowitość. Krzątał się po obejściu, wcześniej hodował konie, krowy, owce. Swego zięcia, a mojego Tatę tolerował, wnuki lubił. Mojemu młodszemu bratu przepowiadał karierę wojskową. Niestety, brat zginął w wieku 24 lat. Jako cywil...
   Nawet w dniu śmierci Babci Dziadek nie zapomniał, że trzeba narąbać drzewa na opał. Zaś po kilku latach zdenerwował się faktem, że rosnące obok domu drzewo swoją niesforną gałęzią zaczepia o dachówkę, usiłując ją zrzucić Wszedł na dach, żeby upiłować gałąź. I spadł. Razem z upiłowaną gałęzią.
Leżał jeszcze w szpitalu, ze złamanym biodrem, przez ponad 3 miesiące. Zapalenie płuc zabiło go dopiero za trzecim razem. Lekarz prowadzący powiedział mi na pociechę:
– Życzę panu, żeby miał takie serce jak Dziadek...
   Zmarł w wieku 90 lat, 26 września 1986 roku. Po miesiącu i czterech dniach urodziła się moja najmłodsza córka...

***

   Miał też dziadek Stanisław swoje wady. Nie będę o nich pisał z paru powodów. Po pierwsze - nikt nie jest wad pozbawiony. Po drugie – starożytni Rzymianie pouczali, że „de mortuis nil nisi bene”. Po trzecie w końcu – pisanie o wadach Dziadka Stasia też zajęłoby sporo miejsca i czasu...