Franciszek Waszkiewicz

(1913-1996)

żołnierz 9 psk, ostatni dowódca AKO w Grajewie, współzałożyciel KBŻ 9 PSK i 9 PSK AK


Swojego ojca wspomina syn Marian Waszkiewicz.

   Ojciec mój, Franciszek Waszkiewicz, urodził się 2 listopada 1913 r. w Kosiłach, parafia Rajgród, powiat Grajewo, w rodzinie chłopskiej z ojca Jana i matki Marianny z domu Golubiewska.
   Po ukończeniu 7-klas szkoły powszechnej rozpoczął naukę w seminarium duchownym w Sejnach razem z księdzem Franciszkiem Pogorzelskim ze wsi Skrodzkie i ciotecznym bratem Stanisławem Orłowskim z Czarnejwsi. Ze względu na zły stan zdrowia zmuszony był po dwóch latach przerwać naukę w seminarium.

   Do 1934 roku pracował wraz z rodzicami na gospodarstwie rolnym. W międzyczasie organizował z kolegami i młodzieżą z okolicznych wsi zawody sportowe, majówki, wyścigi konne na grobli w okolicach Kosił. Uwieńczeniem tej działalności było powstanie organizacji strzeleckiej, przewodnikiem której obrano ojca. Rodzina ojca składała się z ośmiu osób: ojciec Jan, matka Marianna oraz pięciu braci i siostra: Julian - żołnierz 9 PSK w Grajewie, Adam i Wacław wyemigrowali do USA, nie utrzymywali kontaktu, Bronisława, która wyszła za mąż za Franciszka Skrzypczaka - plutonowego straży granicznej, Stanisław - zmarł w młodym wieku, i najmłodszy w rodzinie mój ojciec Franciszek.
   W 1935 roku ojciec został powołany do odbycia zasadniczej służby wojskowej. Skierowany został do 9 PSK w Grajewie do szwadronu ckm – jako celowniczy. Po okresie rekruckim dowództwo wytypowało ojca na Podoficerską Szkołę Brygady Kawalerii Białystok w Augustowie. Szkołę Podoficerską ukończył z drugą lokatą i awansem na st. strzelca. Został przydzielony do szwadronu CKM 9 PSK jako dowódca sekcji. 10 listopada 1937 roku awansował do stopnia kaprala i przeniesiony został do rezerwy.
   W tym też roku ożenił się z Anną Truszkowską, córką Floriana i Ewy z domu Kukowska. Ojciec matki, a mój dziadek pochodził z rodziny szlacheckiej. Ojciec wraz z żoną Anną zamieszkał u rodziców przy ulicy Dwornej. Prowadził sklep spożywczy, który był źródłem ich utrzymania.
   Pod koniec sierpnia 1939 roku ponownie rozkazem dowódcy 9 PSK Tadeusza Falewicza powołany został do szwadronu CKM macierzystego 9 PSK pod dowództwo rotmistrza Walentego Pierzaka na stanowisko z-cy dowódcy plutonu. Od tej chwili rozpoczęła się gehenna w życiu ojca, rodziny jak również każdego Polaka - WOJNA. Wraz z pułkiem przeszedł całyszlak bojowy od Grajewa, aż do kapitulacji pod Kockiem.
   Powrócił w rodzinne strony. Po opatrzeniu ran i zebraniu sił wraz z żoną, teściami i szwagrem Janem Truszkowskim ojciec zajmował się rolnictwem. Dorabiał również jak wielu innych handlem przygranicznym.
   W 1942 roku komendantem placówki AK Grajewo - miasto był st. wachm. Władysław Lecyk ps. "Mewa", towarzysz broni ojca z 9 PSK. Na polecenie Lecyka aptekarz Pusz zwerbował ojca do AK. Na jego ręce ojciec złożył przysięgę akowską przyjmując ps. "Osa". Przez dłuższy czas ojciec pełnił funkcję sekcyjnego AK - Grajewo - miasto. Następnie ojciec działał w grupie kwatermistrzowskiej pod dowództwem kwatermistrza st. sierż. Józefa Dąbrowskiego ps." Skiba". Zadaniem ojca było zdobywanie żywności, broni, amunicji, lekarstw, opatrunków i przekazywanie ich do punktów zbiorczych. Zaczynają się pierwsze wsypy. Spaleni AK-owcy dążą do miejsca zgrupowania - Czerwone Bagno. Podążają również i ochotnicy. Ojciec w tym czasie nie był spalony. Dowoził żywność do wyznaczonego miejsca, skąd dostarczano ją dalej do miejsca zgrupowania. W bezpośrednich walkach na Czerwonym Bagnie ojciec nie brał udziału.
   Na skutek 5-miesiecznej przerwy w działalności AK obwód był w stanie kompletnej dezorganizacji. Teoretycznie 19 stycznia 1945 roku Komendant Główny AK gen. Leopold Okulicki ps. „Niedźwiadek” rozwiązał tę organizację. Komendant Okręgu Białystok AK ppłk Władysław Liniarski ps. "Mścisław" wydał rozkaz utworzenia Armii Krajowej Obywatelskiej. W kwietniu 1945 r. odbudowa obwodu Łomża i Grajewo została ukończona. W marcu 1945 r. przewodnik obwodu ppor. rezerwy Franciszek Wawrzyński "Wawer" wezwał ojca na rozmowę. Znał ojca życiorys jak i osobiście. "Wawer" przedstawił ojcu sytuację polityczną w Polsce oraz w obwodzie. Stwierdził jednoznacznie: „widzę pana panie Franciszku na stanowisku komendanta IV kompanii.”
   IV kompania AKO obejmowała swoją działalnością miasto Grajewo. Jak się później okazało "Wicher" był ostatnim komendantem AK miasta Grajewa.
   W kwietniu 1945 roku zaczynają, się wsypy i aresztowania przez MO i PUBP członków AK i NSZ. Komendant NSZ Józef Karwowski "Bystry" powiadamia Franciszka Warzyńskiego "Wawra", że planuje uwolnić członków NSZ i AK więzionych w piwnicach PUBP. "Wawer" powiadamia przewodnika rejonowego mjr. "Bruzdę", który wyraził zgodę na zaplanowaną akcję przez NSZ. Zbyt szczupłe siły uniemożliwiają jednak NSZ przeprowadzenie akcji. Wobec powyższego mjr "Bruzda" decyduje się na przeprowadzenie akcji zdobycia Grajewa siłami AKO. Zygmunt Mazurek "Kuba" przybył do Grajewa i spotkał się z ojcem. Poinformował, że jest tu na rozkaz "Bruzdy" celem zebrania informacji wywiadowczych o Grajewie, które niezbędne będą do napadu na Grajewo. Po uprzednim ukierunkowaniu, o co chodzi, zlecił tę robotę do wykonania ojcu - komendantowi IV kompanii. Ojciec przygotował również zaplecze sanitarne dla ewentualnych rannych, przewodników dla oddziałów zamiejscowych oraz już w trakcie bezpośredniej akcji był odpowiedzialny za wyłączenie elektrowni. Akcja zakończyła się powodzeniem. Z aresztów uwolniono około 120 więźniów. Zniszczono lub zabrano dokumenty, zdemolowano urzędy. Zdobycie miasta miało aspekt propagandowy, pokazał skuteczność działania podziemia zbrojnego z nową silniejszą władzą ludową.
  Ojciec bardzo dobrze wykonał zadanie postawione przez ,Bruzdę" i "Wawra" oraz "Rybę". Przy opuszczeniu Grajewa "Bruzda" podał rękę ojcu i podziękował za wzorowe przygotowanie i wspólne przeprowadzenie akcji - mówiąc: aby tak dalej "Wicher" wojna trwa! - my żyjemy - "Jeszcze Polska nie zginęła". Do zobaczenia i z Bogiem.
   Za ten wyczyn został ojciec odznaczony brązowym krzyżem zasługi z mieczem po raz pierwszy i po raz drugi. Odznaczenie to nadał dowódca Okręgu Białostockiego AK ppłk Lniarski "Mścisław" i płk Świtalski "Juhas".
   Zdobycie Grajewa miało również strony ujemne. Grajewo jak i cały teren stał się miejscem obław i aresztowań już po kilku dniach od akcji opanowania Grajewa. 17 maja 1945 r. rozpoczęły się pierwsze obławy organizowane przez PUBP, MO, NKWD, KBW.
   Ogłoszona 2 sierpnia 1945 roku amnestia dotycząca ujawnienia się partyzantów i zdania broni nie przekonała ojca do ujawnienia. Ojciec nie ujawnił swojej działalności i nie złożył broni. Aresztowania najlepszych Synów Polskiego Narodu, wyroki wieloletniego więzienia, bądź śmierci przekonały ojca, jak wspominał, co do dalszej konspiracji, o potrzebie dalszej walki. Decyzja ta nie trwała długo - 5 września 1945 roku ojciec wybierał się na pole. Do mieszkania przybyło trzech panów i poprosili ojca grzecznie by udał się z nimi. Początkowo ojciec myślał, że to łącznicy od "Bruzdy". Początkowo szli wolno, spokojnie, rozmowa się nie kleiła, rozmawiali o wszystkim i o niczym. Szli drogą od domu w kierunku kościoła. W momencie skręcenia w prawo na ul. Rajgrodzką dwóch chwyciło ojca za ręce wykręcając je do tyłu, trzeci w odległości ok. 3 metrów szedł z tyłu. Otworzyła się brama i ojciec znalazł się na dziedzińcu PUBP. Wszyscy trzej z zadowoleniem podążyli na I piętro do szefa UB z meldunkiem wykonania rozkazu, zostawiając ojca pod opieką wartownika. Podjęta próba ucieczki nie powiodła się.
   Tego samego dnia, w którym ojciec został aresztowany przybyło trzech innych specjalistów w celu przeprowadzenia rewizji. Owi fachowcy z pod znaku sierpa i młota, ani się nie przedstawili, ani nie okazali nakazu przeprowadzenia rewizji. Po przeprowadzonym dokładnym "remoncie" i remanencie odeszli. Zginęły pieniądze i pamiątkowy, rodowy, złoty zegarek babci. Odeszli z niczym.
   W międzyczasie UB w Grajewie swoją drogą zbierało materiały obciążające ojca. Były to zeznania Kulika, aresztowanych akowców, którzy nie wytrzymali psychicznie przesłuchania, jak i agentów SB wśród ludności całego powiatu.
   Wśród więźniów w celach, na spacerach, znajdowali się kapusie, którzy nadstawiali uszy i różnymi sposobami starali się wyciągnąć tajemnice. Ale najczęściej kapusie zostali wykapowani przez więźniów i popadali w ich niełaskę. W czasie odsiadki w więzieniu w Białymstoku podczas spacerów z ojcem skontaktowali się więźniowie pracujący w więziennym warsztacie szewskim. Jakimś sposobem udało się dostać do tego zakładu. Tu spotkał się z Kołakowskim, Sierakowskim i Rzeniewiczem. Od tej pory było trochę lżej.
   Sprawa od chwili zatrzymania przeciągała się od 5 września 1945 roku do 24 lutego 1947 roku. Wojskowy Sąd Rejonowy w Białymstoku na rozprawie rozpatrzył jednocześnie sprawę Rutkowskiego Wincentego "Grzędy", Waszkiewicza Franciszka "Wichra", Rzeniewicza Władysława "Dęba", Sierakowskiego Loena "Siergieja" i Przekopowskiej Anny "Lipy". Wyżej wymienieni oskarżeni byli na podstawie tego samego "Dekretu o Ochronie Państwa".
   Rozprawa odbywała się czterokrotnie. Wyrok zapadł dopiero na ostatnim posiedzeniu. Na każdej rozprawie była moja matka. Po trzykrotnym odraczaniu przecieki były, że grozi ojcu jak i w/w - kara śmierci. Koniec rozprawy. Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej z dn. 24 lutego, prawomocny z dniem 4 marca 1947 roku. Z otrzymanych 5 lat pozbawienia wolności, dzięki późniejszej amnestii, ojciec odsiedział 2,5 roku w Rawiczu - w więzieniu o zwiększonym rygorze dyscyplinarnym.
   Ojciec po odbyciu wyroku powraca do rodziny, do miasta, z którym tak bardzo był związany. Pierwszy dzień odpoczynek, po odpoczynku w przeciągu 24 godzin ojciec musiał zameldować się w magistracie. Stąd wieść szybko dotarła do MO i SB. Już na drugi dzień powiastka: Obowiązkowo co 24 godziny meldować się na posterunku. Po trzech miesiącach musiał meldować się już raz w tygodniu. Bywało, że czasami nie zadawali żadnych pytań. A jesteś, dobra możesz iść. Po pół roku na spotkania z milicją obowiązany był chodzić raz w miesiącu. Inwigilowany był przez półtora roku. O zatrudnieniu nie było mowy. Nawet koledzy z AK, którzy piastowali różne stanowiska, na temat zatrudnienia i pomocy w znalezieniu pracy nie chcieli rozmawiać. Na chleb, utrzymanie rodziny i domu zarabiał wyuczonym w więzieniu zawodem - robił i naprawiał buty. Przez dłuższy czas ojciec był nieufny, mało rozmowny, rzadko wychodził z domu, mało spotykał się towarzysko z kolegami. Obawiał się każdego i wszystkiego. Długi czas pamiętano o ojcu. Odmawiano pracy, mieszkania, opieki lekarskiej.
   Pobyt w więzieniu wpłynął na stan zdrowia. Zachorował na płuca. Leczył się w domu. Na pobyt w szpitalu nie miał pieniędzy, nie był ubezpieczony. Za każdą wizytę lekarską i lekarstwa trzeba było słono płacić. Fizycznie i psychicznie był bardzo wyczerpany.
   Ojciec dwukrotnie starał się o przynależność do ZBoWiD-u, ale przypominali sobie o ojca zasługach i odmawiali. Może o wolność - ale jaką? To on walczył, ale o demokrację nie. Walczył przeciw demokracji. Nie i wsio. Członkowie ZBoWiD-u mieli ubezpieczenie, a z tym wiązała się bezpłatna opieka lekarska i zniżki na leki oraz inne dobrodziejstwa. Ojcu chodziło o ubezpieczenie. Dopiero 21 kwietnia 1989 roku Główna Komisja Weryfikacyjna ZBOWiD w Warszawie zawiadomił uprzejmie, że przyjmie ojca w swoje szeregi.
   Dopiero 1 lipca 1991 roku uznano ojca za inwalidę wojennego III grupy, zaś I grupy z ogólnego stanu zdrowia. Dwukrotnie ranny i trzy zawały serca. Część odznaczeń wojskowych i akowskich wydanych przez Rząd w Londynie i Rząd w Warszawie trafiły do rąk ojca i na jego pierś. Nie trafiły mimo dwukrotnej prośby do ministra: Krzyż Walecznych i Virtuti Militari V klasy, na które zaświadczenia zostały spalone podczas rewizji.
   Wyrok wydany w 1947 roku na ojca uznano za nieważny dopiero postanowieniem Sądu Wojewódzkiego w Białymstoku z dnia 14 września 1992 r.
   Mimo nadwyrężonego zdrowia ostatnie lata życia ojca to wzmożona aktywność społeczna w środowisku kombatanckim wspomagana przez żonę Annę, dzieci i przyjaciół.
   Lata 80-te i 90-te XX wieku to burzliwy czas w dziejach Polski. Solidarność, stan wojenny, okrągły stół, upadek komunizmu, III Rzeczpospolita. W wyniku zmian politycznych i ustrojowych łatwiejsze stały się kontakty międzyludzkie, wolność słowa i wyznania przyczyniły się do powstania różnych Klubów, zgromadzeń, stowarzyszeń.
   Eugeniusz Giże z Anglii, żołnierz 9 PSK w Grajewie, były nauczyciel szkoły powszechnej w Bełdzie nawiązał kontakt ze środowiskiem byłych żołnierzy pułku poprzez swojego stryjecznego brata Jerzego Giże. W listach pytał: „czy istnieje w Grajewie Klub Byłych Żołnierzy 9 PSK”. Jerzy Giże żołnierz AK skontaktował się z chorążym w stanie spoczynku Stanisławem Wiśniewskim, z którym się przyjaźnił. W głowie pana Stanisława rodzi się myśl powstania Klubu Byłych Żołnierzy 9 PSK i spieszonego 9 PSK AK w Grajewie. Zawarł znajomość z moim ojcem wachm. Franciszkiem Waszkiewiczem znanym ze swych poczynań w 9 PSK i AK oraz działalności społecznej. Propozycja stała się nie do odrzucenia. Pierwszym biurem klubu stał się dom przy ulicy Górnej - dom moich rodziców. Tu schodzili się i przyjeżdżali byli żołnierze 9 PSK i AK, odbywały się zebrania organizacyjne i towarzyskie. W mieszkaniu rodziców powstała myśl zorganizowania I Zjazdu Byłych Żołnierzy 9 PSK im. gen. Kazimierza Pułaskiego i 9 PSK Armii Krajowej w dniu 29 czerwca 1992 roku.
   W 1995 roku nasila się choroba nowotworowa ojca. Częsty pobyt w szpitalu i ograniczenie ruchu uniemożliwia w aktywnym działaniu w klubie. 26 września 1996 roku - jako v-ce Prezes Związki Inwalidów Wojennych, v-ce Prezes Klubu Byłych Żołnierzy PSK im. gen. Kazimierza Pułaskiego i 9 PSK AK w Grajewie odchodzi na wieczną wartę.
   Na ostatniej mszy w kościele p.w. Świętej Trójcy w Grajewie proboszcz Tadeusz Górski przypomniał życiorys i zasługi ojca. Kończąc homilię pożegnalną powiedział: "Ciernistą i krzyżową drogą przeszedł w życiu por. Franciszek - brat nasz. Nie złamała go potęga niemiecka i czerwona okupacja".